Uzależniłam się, zachorowałam, czuję coś czego nie czułam do nikogo. Stało się. Tęsknię jak go nie ma, cieszę się jak go widzę, przejmuję się i myślę o nim, jest moją pierwszą myślą po przebudzeniu, nie myślę o innych ! (to jest akurat szok). To chyba zajawka na obsławioną miłość prawda?
Robi dokładnie to co sobie wymyśliłam, co ma robić facet w którym się zakocham. Jest taki jak ja, heh trafiła kosa na kamień. Ostrzegł mnie przed sobą i przed tą znajomością kurde zawsze to była moja kwestia!! Ubiegł mnie skubany:P. Drażni się ze mną i często go nie ma. Pokazuje, że coś czuje a za chwile mówi, że nie jest gotowy na angażowanie się ... wtf? Ale najśmieszniejsze jest to, że ja wcale nie planowałam angażowania bo nawet nwm co to znaczy, chciałam się tylko nacieszyć tym jakże rzadkim u mnie stanem, bo nwm ile potrwa ;P heh.
Koleś ogólnie mnie rozbraja. Odpływam jak mi śpiewa i wariuje jak udaje wampira heh. Tylko seks jest słaby, w sumie wcale mogłoby go nie być, bałam się pierwszego razu z nim, stało się i to był najgorszy sex w moim życiu hahaha ale beka, pierwszy raz z uczucia i taka porażka. Spodziewałam się w sumie odrobiny szaleństwa. Ja lubię poszaleć czasem ;)).
W ogóle przez tą jego gadkę o nie angażowaniu się popsuł mi cały nastrój :/ i teraz taka rozbita jestem. Wkrecać mi coś zaczął jak ja przezywałam sobie moje uczucia wielokrotnie (o metodzie mowa w jednej z notek poprzednich) i teraz jak mam się nim cieszyć? Jak mi mówi to co ja sama zwykle mówiłam samcą to mi się od razu smutno robi bo wiem co to znaczyło u mnie... no on po przejściach to może u niego jest inaczej?
Dobra, nie marudzę już. Chciałam tylko powiedzieć, że przyszła do mnie. Byłam gotowa na cierpienie... Miłość to cierpienie, wiem o tym i przecież świadomie popełniłam ten "błąd" ;))
Ciekawe co dalej........