ap tu dejt - schizy ;)
Próbowałam schować tą stronę, hasło założyć czy coś..ale mają błędy i nie działa. Heh, z drugiej strony wchodzi tu kilka osób miesięcznie, więc przed kim niby miałabym się ukrywać;P? No ale, może poczułabym, że to taki jakby azyl, że mogę napisać wszystko co mi leży na wątrobie, o czym nie mówię nikomu bo i po co...
Co tam u mnie... Więc uwolniłam się od A. już dawno temu, poszłam z koleżanką na piwo ponarzekać wspólnie na tą niedobrą płeć gorszą ;P a potem z drugą koleżanką na imprezę... I tam poznałam Marcina;]. Fajnie bo przeszedł mi A., ale z tym nowym i tak nic nie wyszło bo to straszny wykręt lekko mówiąc ;). Ma chłopak ciut nasrane a poza tym mnie wkurza;). Ale seks był całkiem fajny ;).
Co potem...no żyję sobie spokojnie, ostatnio się trochę poschizowałam nwm czemu 0_o. Może nawet tu napiszę o co chodzi, żebym jak to potem czytać będę po latach miała pojęcie o swoim stanie psychicznym ^^. A więc co mnie dręczy...
To, że samiec to już wiecie, no ale może od nich zacznę... Spojrzałam ostatnio na siebie z daleka trochę i zobaczyłam, że jestem kobietą intrygującą i pociągającą, którą wielu chce przelecieć, potraktować jak odskocznię od szarej rzeczywistości, jak jakiś unikat, jak ekskluzywną zabawkę...i wrócić do swojej szarej myszki. (nie to, że zadaje się z zajętymi, czy sypiam z całą masą napaleńców, heh, to tylko ogólne spostrzeżenie wynikające z gestów i zachowań, które zaobserwowałam bądź usłyszałam;)). To moja wina, bo lubię flirtować i robić wokół siebie zamieszanie, to ponoć problem (dostałam wykład od koleżanki w sylwestra...), ale nigdy tego za problem nie uważałam, aż do niedawna... Chodzi o to, że jak nie jestem w centrum i jak nie zdobędę zainteresowania określonego/ych samca/ów to psuje mi się humor dość mocno (to już nie jest normalne;P). Problem w tym, że mam już swoje lata i boli mnie, że ciągle nie mam tego jedynego... Nie mogę w kółko podrywać wszystkich na około bez celu. Straszne jest to, że coraz mniej ich zostało wolnych, wszyscy w moim otoczeniu się parzą, a ja ciągle sama. Znów egzystencjalno-filozoficzne schizy o przemijaniu ;)).
Co jeszcze, jeszcze to, że ostatnio (i na pewno bardzo chwilowo) nie do końca wierzę w to co robię, nie do końca wierzę w siebie (co jest absurdem, bo cała masa ludzi wierzy we mnie, rokuje mi sukces, podziwia, itd...to miłe...). Poza tym zazdroszczę co niektórym (nie powiem komu, ale jej sukcesy mnie zżerają;P - to straszne i destruktywne i nwm jak się tego pozbyć...). Chciałabym działać, rozwijać się, ale nie mogę jestem zablokowana; finansowo, sprzętowo i jako tako też prawnie... Nwm co robić.
Czy coś jeszcze?
Aha, sens istnienia w związku z tym wszystkim mi się włącza, a raczej jego brak.. i pytania. I tak sobie pomyślałam, że skoro ludzie (a jest takich podobno 80%) nie mają celu w życiu to i sensu nie mają to dlatego tak chętnie szukają go w najnowszym wynalazku mózgu - korze asocjacyjnej gdzie powstaje abstrakcyjne myślenie i potrzeba wiary w coś...Więc uciekają do Absolutu - w sumie filozoficznie prawdopodobnego. (tzn religii Boga...). Po prostu muszą ten cel sobie sztucznie znaleźć, żeby nie zwariować. Skoro ja pozostawiłam swój los samej sobie, ciekawe kiedy zwariuje?:D heh. (Ale myślę, że będzie ze mną raczej ok;)). Biologicznym (czyli najbardziej podstawowym i niezbędnym i prawidłowym i prawdziwym;P) sensem życia jest reprodukcja....przekazanie genów, przedłużenie gatunku. No fajnie, ale skoro tak to tego celu też nie spełniam i pojawiają się te durne frustracje:P
Potrzebuję:
- kalendarz!! - nie umiem,żyć bez niego a nikt mi go na gwiazdkę nie kupił:/,
- przeczytać książkę o tworzeniu biznesu, o skutecznym działaniu..,
- odświeżyć niemiecki
- uporać się ze sobą
- rozkręcić i uporać się z biznesem
- założyć zespół i pokazać im, że nie należy mnie lekceważyć ;P (właśnie, nie wiecie..zasiadłam za perką i okazało się, że dobrze mi idzie ;), mało tego tak mnie pierdyknęło, że chcę więcej ^^, mam nadzieję, że coś z tego będzie... )
- położyć się do wyra i iść spać...
więc Dobranoc ;) koniec nocnych schiz