Recepta na szczęście
Szczęście to stan umysłu. Sami je generujemy i zależy tyko i wyłącznie od nas, od nikogo więcej. Można być szczęśliwym na przysłowiowej kupce gnoju lub nieszczęśliwym na kupce złota;). Moja zasada, na ciągłe szczęście to przede wszystkim: cieszyć się z rzeczy błahych, cieszyć się z czegokolwiek. I generować miłe sytuacje..
Ludzie szukają do szczęścia nie wiadomo jakich powodów, które zazwyczaj nie nadchodzą... Z ubraniem pięknej sukienki czy butów czekają na "specjalne okazje", które często także nie nadchodzą. W końcu taka delikwentka do sukienki się nie mieści i z żalem oddaje ją albo upycha w kącie na strychu. Trzeba sprawiać sobie przyjemność zawsze kiedy jest na to okazja. Ubierz sobie ta sukienkę, zrób ładny makijaż, kup najdroższe czekoladki (czy co tam lubisz na co zwykle żałujesz) poczuj się pięknie sama dla siebie, w domu :). To tez może być przyjemne ;).
Kolejna sprawa.. Kto powiedział, że facet musi Ci kupić kwiaty? Faceci to w większości zakały, którzy (po okresie tzw zlotów) nie pomyślą o tak "błahej i nieistotnej" sprawie (bez urazy;), zdarzają się oczywiście wyjątki). Sama kup sobie kwiaty i się nimi ciesz:).
Nie masz humoru? Bzdura. Zobacz na niebo, o słońce świeci, jak pięknie :). Uśmiechasz się, jest piękny dzień trzeba się cieszyć :). Pada? Hm, znajdź inny powód do radości. Jesteś zdrowa/zdrowy. To dopiero jest super powód i zawsze sie sprawdza...no chyba, że umierasz..
Coś się nie powiodło? Trudno, masz nauczkę na przyszłość jak nie postępować albo jak omijać takie sytuacje. Jakieś nieszczęście? Spójrz na to z innej strony.. może gdzieś indziej lepiej na tym wyjdziesz, bo gdzieś czeka na Ciebie lepsza opcja.. może tak właśnie miało być.
Moja dewiza: zawsze w każdej sytuacji szukać dobrych stron. Sprawdza się w 100%.
Z małego szczęścia robi się większe i większe..takie dodatnie sprzężenie zwrotne:). Prowadzi do tzw "bezgranicznego szczęścia" radości samej w sobie, zupełnie bez powodu. To niezwykłe uczucie :).
Tak było do tej pory. Ale ostatnio wymyśliłam coś nowego i skutecznie wdrażam to w życie. Przeżywanie odczuć dogłębnie. Zwielokrotnia przyjemność płynącą z małych radości czy odczuć samych w sobie. Negatywne odczucia ostatnio dla mnie przestały istnieć. Są, ale są obojętne, płyną jakby obok bez emocji. Jest za to delektowanie się odczuciami. Wchodzenie w delikatną eteryczną sferę, jakby autogenerowanie neuroprzekaźników tj dopamina, serotonina, endorfiny, adrenalina..(odpowiedzialnych za odczuwanie przyjemności;))
Jeszcze jedna ważna kwestia. Mówimy "straciłam coś", najczęściej "go". Takie myślenie daje niepokój, smutek i żal. Nie możesz nikogo/niczego stracić bo to nie należy do Ciebie. Jesteś tylko tego/kogoś chwilowym użytkownikiem. W tym wypadku należy się cieszyć wspólnymi chwilami, jakby to były ostatnie chwile, każda chwila jest darowana, należy być z niej wdzięcznym. Wtedy "strata" nie będzie aż tak bolesna. (no oprócz rodziny, bo strata kogoś z rodziny boli bardzo mimo wszystko...).
Długotrwałe myślenie w ten sposób daje długoterminowe efekty, nawet w przypadku silnego bólu psychicznego - szybciej podnosisz się z dołka. Znajdź dobre strony i się na nich skup. Nie ma sensu się użalać nad sobą... Problem jest jedynie w tym, że ludzie lubią się nad sobą użalać i chcą żeby inni też to robili. Jeszcze nie doszłam do tego dlaczego chcemy cierpieć. W każdym razie cierpienie i ból jest niezbędne do rozwoju i należy je przyjąć jako normalna kolej rzeczy. Co nie znaczy żeby się w nim taplać, szybko czerpać naukę i wychodzić z powrotem do szczęśliwego świata szczęścia:).
To taka moja wizja, wypracowana od kilku lat:). Zachęcam do skorzystania z mojej metody "powielania szczęścia". Satysfakcja gwarantowana ^^.
Pozdrawiam
I Stand Alone