• Grupa PINO
  • Prv.pl
  • Patrz.pl
  • Jpg.pl
  • Blogi.pl
  • Slajdzik.pl
  • Tujest.pl
  • Moblo.pl
  • Jak.pl
  • Logowanie
  • Rejestracja

I stand Alone

Moje schizy...chyba. O ile będzie mi się tu chciało takie bzdury pisać:>

Kategorie postów

  • bzdury (11)
  • filozoficzne (20)
  • moje schizy (38)

Strony

  • Strona główna
  • Księga gości

Linki

  • Bez kategorii
    • Pajacyk

Kategoria

Filozoficzne, strona 5

< 1 2 3 4 5 6 7 >

odnaleść arche uczuć

Żarówka mi wybuchła przed chwilą :/. Z 5 lampek w żyrandolu zostały 2 i pół w związku z czym siedzę w ciemnościach, ręce dają cienie na klawiaturze i w ogóle jest paskudnie i muląco:p. Ale może będę mieć pretekst by pozapalać świece i posiedzieć sobie w półmroku:). O tak, zaraz to zrobię;).

Śnieg znów pada... Wprowadza mnie to w klimat Świąt. Piękne uczucie... Pierwszy śnieg i już ta wspaniała atmosfera roztacza się wokół mnie. Trzeba święta przeżywać już teraz, bo ani się obejrzymy i już się skończą.
Lubię się delektować odczuciami. Szkoda, że tak często się je pomija, odrzuca w kąt i zakopuje pod nawałem obowiązków, czy przyziemnych spraw doczesnego świata.
Ostatnio uczę się odczuwać uczucia od nowa... Delektuję się nimi samymi w sobie. Takie dogłębne przeżywanie odczucia i delektowanie się nim ze wszystkich stron daje niezwykle przyjemne wrażenia. Czasem mniejsze czasem większe...ale na pewno specyficzne i ciekawe, na tyle żeby zwrócić na nie uwagę lub praktykować ;).
Taki sposób pojmowania rzeczy może być korzystny. Może, np złagodzić ból albo nawet zmienić go w przyjemność. Stanie się tak wtedy, gdy znajdzie się istotę uczucia bólu/cierpienia i zacznie się ją przeżywać jako uczucie samo w sobie. Perfekcje, istnienie aczasowe, ale jednocześnie zrodzone i trwające w tobie, w twoim bólu. Uczucie nadające ci szlachetność i wzbogacające doświadczenia...
Myślę, że jak zacznie się przeżywać cierpienie w ten albo podobny sposób, zaistniałaby możliwość czerpania z niego satysfakcji a może i nawet radości:>. Absurd? A może warto spróbować?
Póki co odczucia przyjemne, neutralne i względnie niechciane dają wynik pozytywny w tej próbie. Jako, że ostatnio jestem bardzo szczęśliwa, nie miałam jeszcze okazji sprawdzić hipotezy cierpienia... (Na pewno łatwe to nie będzie). Ale jak na razie zostanie to moją osobliwą formą obrony -na przyszłość.

Póki co idę się delektować półmrokiem, blaskiem płomienia i zapachem wosku;)
Trzymajcie się ciepło

I Stand Alone

27 listopada 2007   Dodaj komentarz
filozoficzne  

marzenia czy związek z rozsądku?

    Jak osiągnęłam jakiś tam wiek, mama zaczęłą rozmawiać ze mną na nowe tematy, dotyczące miłości, małżeństwa, itp... Obserwowałam ludzi, ją i siebie. Zaczęłam się zastanawiać co lepiej wybrać... Związek z rozsądku czy wieczne oczekiwania na miłość w samotności?

    Zawsze byłam przekonana i chyba nadal jestem, że najwazniejsze są uczucia. Po ostatnim związku już definitywnie obiecałam sobie, że bez miłości się absolutnie z nikim znów nie zwiążę (a niestety trudno u mnie o to uczucie).

    Patrząc na życie i pary małżeńskie wszędzie widać, że tej miłości nie widać! U niektórych była na początku na chwile, ale zagubiła się w monotoni życia, zastąpiły ją rozczarowania i kłótnie. Niektórzy pobrali się z rozsądku lub przymusu i jakoś im się układa (lub nie). Mają stabilizacje, dom rodzinę, żyją sobie spokojnie. Prawdziwych par, z poematów, wierszy, i innych tworów natchnionych poetów jest tak na prawdę bardzo niewiele, o ile w ogóle istnieją.

    Mam przykład w domu, jak należy nie robić. No ale każdy uczy się na swoich błędach i wątpie żebym zrobiła tak jak radzi mi mama. Mimo, że widzę co z tego potem może wyniknąć...
Mama była bardzo wymagająca co do facetów. Miała mnóstwo propozycji od porządnych ludzi, z którymi mogła by sobie normalnie ułożyć życie. No ale za bardzo wybrzydzała w tym czasie jak jej koleżanki wychodziły za mąż i rodziły dzieci... Skończyły się studia, zaczęła praca, znikneli młodzi adoratorzy, pojawili się napaleni mężowie i jakieś odrzuty społeczne. A ona nadal ze swoimi idealnymi wyobrażeniami marzyła o księciu z bajki. Doszło do tego, że do dziś nie wie co znaczy być szczęśliwą przy mężczyźnie... (choć twierdzi, że na chwile było jej dobrze z moim ojcem). Teraz sobie włosy z głowy rwie, że nie została z Tadkiem, Piotrkiem, czy kimś tam innym... Teraz przyznaje racje koleżankom, które w panice na siłę łapały porządnych mężów na studiach... Teraz uważa, że czekać na miłość można, ale nie samej, a w jakimś układzie małżeńskim. Bo samej jest zbyt ciężko...

    Czy miłość to mrzonka? Chwilowy proces chemiczny towarzyszący hormonom wywołującym popęd seksualny w celu reprodukcji? czy warto na nią całe życie czekać i się nie doczekać?
Bezpieczniej będzie to robić spokojnie w jakimś związku, żyć normalnie i marzyć po cichu. Może się kiedyś znajdzie, a jak nie to może się zapomni o marzeniach dzięki stabilizacji i przyzwyczajeniu.

    Zastanawiam się czy nie będę kiedyś musiała schowac dumy i marzeń do kieszeni i związać się z kimś z rozsądku... Z kimś kto będzie po prostu dobrym mężem i ojcem... Obym nie znalazła się w takiej sytuacji! Niestety znając mnie wszystko na to wskazuje, bo jakoś nie potrafię się zakochać :(. Na domiar złego w mojej rodzinie sporo było takich jak moja mama i ja. Pięknych i samotnych, marzących o idealnej miłości...

    Jakie to smutne...

    Chciałabym znaleść się w gronie niewielu szczęśliwców, którzy odnaleźli swoją drugą połówkę i przez całe życie czują do siebie to wspaniałe uczucie. Bo czy to nie jest naszym celem?
Jak będe brała ślub, to chociaż w tym dniu chciałabym czuć szaleńczą miłość i bezgraniczne szczęście przy przyszłym mężu. Czy kiedyś zaznam czegoś tak pięknego?
Sobie i Wam wszystkim z całego serca tego życzę!

I Stand Alone

 

25 września 2007   Komentarze (1)
filozoficzne  

moja historia wiary

    W ostatniej notce pisałam o religii, pisałam też, że po napisaniu tej pracy straciłam wiarę. Obiecałam również, że napiszę moją historię. 

    Jestem osobą bardzo otwarta na wiedzę różnego typu, zawsze ciekawiły mnie rzeczy niezwykłe. Jako dziecko byłam bardzo związana z Bogiem, widziałam nawet czasem kawałki nieba, czy słyszałam śpiew aniołów... Raz nawet odwiedził mnie anioł, chyba nie musze pisać, że było to niezwykłe zdarzenie... Chodziło o zawarcie przyjaźni z Bogiem, (2 tyg wczesniej modlilismy się o to na rekolekcjach). I oto przybył, jasny, wielki, ciepły, wspaniały wysłannik Boga, który chce sie ze mna przyjaźnić... Taaak to było niesamowite. Od tamtej pory nie miałam Boga, Pana, itd...miałam Przyjaciela:). I było mi z tym mega dobrze, żyliśmy sobie w zgodzie, ja byłam dobrym człowiekiem a On spełniał każdą moją prośbę. Na prawdę! Czasem o coś poprosiłam i otrzymywałam to niemal natychmiast... Często ogarniało mnie wtedy "bezgraniczne szczęście" bez powodu i ogólnie mi się powodziło. Nie czułam sie samotna bo miałam Jego, nie bałam się bo wiedziałam, że czuwa nade mną...

    Dorastałam, docierała do mnie nowa wiedza, interesowałam się coraz bardziej psychotroniką, potęgą podświadomości, buntowałam sie przeciw klerowi, miałam wielu znajomych ateistów no i na koniec zainteresowanie neurofizjologią... Ambicja by połączyć naukę z parapsychologią, by to wytłumaczyć, by inni też spostrzegli wspaniałość możliwośći naszego umysłu... Wszystko to spowodowało, że coraz bardziej oddalałam się od Boga. Po napisaniu tej pracy było apogeum mojej nie-wiary.

    Jednak nie trwało to długo. Potwierdziły się słowa z mojej pracy; człowiek potrzebuje wierzyć. Było mi źle bez tego. Ale nie łatwo było znów zacząć...Choć mi się udało odnowić w jakimś stopniu przyjaźń z Bogiem, to nie wyglada to tak samo...bo wciąż pozostało zwątpienie gdzieś w środku i ciągle nurtujące mnie pytanie: Czy mechanizmy w mózgu odpowiedzialne za odczuwanie wrażań mistycznych są stworzone przez Boga by Go odczuwać, czy czujemy to ponieważ akurat takie mechanizmy wykształciły sie w drodze ewolucji?...

    Jako przyszły naukowiec potrafie wytłumaczyć wiele rzeczy z zakresu psychotroniki czy religii. Doszłam jednak do wniosku, że nie jest w sumie ważne jak i dlaczego (choć mnie to ciekawi;)), ale ważne jest to, że jesteśmy w stanie robić i czuć pewne rzeczy, niesamowite, interesujące i zadziwiające...i na tym należy się skupić. Nauczyć je osiągać (wszystko jedno jakim sposobem i jaką drogą) i cieszyć się idącą za tym przyjemnościa... Umysł ludzki, wiara ma ogromną, niewyobrażalna siłe i należy z niej korzystać.

 

I Stand Alone 

 

14 września 2007   Komentarze (5)
filozoficzne  
< 1 2 3 4 5 6 7 >
Paradiz | Blogi