Czy na każdego samca przypada odpowiednia liczba łez? Czy tylko ja tak mam? Od kiedy się z nimi spotykam... Przy rozstaniu.. jak mi mało zależy wystarczy popłakać powiedzmy 2 godziny... jak bardziej to kilka dni...jak jestem zakochana to długo 2 miesiące prawie za Andrzejem płakałam... Ciekawe jest to, że jak raz popłacze to jak się zejdziemy i potem znów rozejdziemy to nie odczuwam tego już tak mocno... Więc na każdego samca, w zależności od tego jak bardzo go lubie, musi przypadać jakaś określona liczba łez w moim organizmie.... Ciekawe ile przypada na obecnego delikwenta... Czy pół nocy i cały poranek łez to dużo? A może to dopiero początek... może tylko zwilżyłam dno studni... A może to się jutro skończy... popłynie jeszcze kilka łez odchodnych i zajmę się sobą... A może będzie dobrze... dlaczego nie umiem uwierzyć w te słowa, a w głębi mam nadzieję, że okarzą się prawdziwe?
Znów przez chwilę poczułam to coś, tą radość z trzymania go za rękę, tą radość z bliskości, radość z jego uśmiechu i wibracji głosu, radość z pędzenia do niego i chęć uszczęśliwienia go.... Niestety tym uczuciom towarzyszyła obawa, rosnąca obawa...., wewnętrzny cichy głos intuicji, jak zawsze nieomylny...
Dlaczego nie jest mi dane znaleźć na dłuższą metę szczęścia przy facecie? Dlaczego jak zaczynam się otwierać to dostaje kopa w twarz? Dlaczego zawsze towarzyszą JEJ łzy? Dlaczego piękna, inteligentna i wartościowa kobieta płacze przez jakiegoś samca? Ja jebie, dlaczego znów zakochałam się w nieodpowiednim facecie? Nienawidzę miłości, to najgorsza z chorób cywilizacyjnych.... Ciężka sprawa, bo jak kiedyś pojawi się ten najwłaściwszy (o ile się pojawi), to mogę go nie rozpoznac, olać albo zwyczajnie nie mieć już siły na nic...
Jutro mam nadzieję wszystko się wyjaśni... Może jestem dziś przyćmiona kacostanem, płaczostanem, traumostanem...
Mam nadzieję, że mimo przeciwności losu coś pozytywnego z tego wyniknie...
KCP... czy zniszczysz to kiełkujące uczucie czy dasz mu się rozwijać? Moje serce w Twoich rękach...
...co za porażka. Znowu.