zgubne flirty?
Zastanawiam się jak postrzegają mnie inni. Zapewne inaczej w różnych klimatach... Obecnie chyba sobie coś wkręcam, ale mam wrażenie, że robię coś niegodnego w oczach niektórych... Tj flirtuję z różnymi facetami. Zawsze to robię. To mój żywioł, nie umiem inaczej. Lubię pić i flirtować, taka jestem. Taka byłam od zawsze, kręciło mnie jak otaczali mnie faceci... Płytkie? No cóż prawdziwe. Tylko, że normalnie to normalne, ale ja w przeciwieństwie do mojej przyjaciółki zwykle nie kończę tych flirtów łóżkiem.
Sytuacja wymaga uwagi, bo przez tą moją naturę nie umiem mieć normalnych znajomych. Myślę, że też mój wygląd ma na to spory wpływ, jestem dość seksowna, więc faceci spotykając się ze mną zazwyczaj na coś liczą... Nawet na imprezę pożegnalną przyszli sami „moi faceci”... A taka Jane np. ma pełno kolegów, z którymi ma koleżeńskie relacje. Ze mną spotykają się tylko w jednym celu. Nawet jakbym chciała coś zmienić to się już chyba nie da, mam w sobie jakiś dziwny mechanizm by samców traktować jak samców czyli podświadomie potencjalnych partnerów seksualnych albo takich, którzy będą o to u mnie zabiegali, więc muszę się bronić. Skutkuje to tym, że nie mam z kim po koleżeńsku wyjść... Nie czuję też przynależności z tymi dziewczynami. Poza tym ja nigdy nie miałam zbytnio koleżanek, zawsze otaczali mnie faceci. I od kilku lat Agatka. Jest dość tragiczną postacią i wiem, że nie działa na mnie konstruktywnie, ale kocham ją. Przywykłam do jej nieokrzesania i otwartych rozmów o męskich kutasach. Generalnie nie umiem się odnaleźć wśród ludzi, gdzie trzeba utrzymywać zdrowe koleżeńskie relacje, bo nigdy de facto takich nie miałam. (Nie licząc pijackiej ekipy...ale to się rządzi własnymi prawami).
Generalnie mam tu silną potrzebę by żyć, korzystać, robić coś, zwiedzać itd... ale jakoś jestem tu dziwnie uwiązana i nie mam nawet z kim. Poza tym nie wiem czy reszta podziela moje odczucia. Może oni po prostu wolą siedzieć i się uczyć... Do wczoraj nie miałam żadnych filozoficznych myśli, życie tu jest takie lekkie i płytkie... i czas mega szybko mija. Jednak dziś zaczęły do mnie docierać te wszystkie sygnały powodując, że zaczynam się zastanawiać kim jestem...
Czy może powinnam olać wszelkie spekulacje gromadzące się w mojej głowie apropos tego co ktoś mógłby sobie pomyśleć i po prostu robić to co czuję, lubię i to na co mam ochotę? No niby tak, ale zdrowy rozsądek podpowiada, że to nie jest dobry pomysł, bo jakoś trzeba z tymi ludźmi żyć kolejne kilka miesięcy, nawet jak nie czuje się z nimi przynależności.
Fakt faktem, trzeba myśleć zdrowo o sobie i nie zatracić samej siebie przez wpływy z zewnątrz, pamiętać o swoich celach i starać się postępować zgodnie z własnymi odczuciami. Schody pojawiają się wtedy jak nie ma się celów i nie wie się kim się jest :P, ale ja mimo wszystko, w głębi duszy czuję swoją siłę, swoje prawdziwe ja, swoją drogę jakakolwiek ona jest. Miło, że mogę się uczyć poprzez nowe doświadczenia.